Wiele mówi się o tym, że każdy z nas powinien budować swój wizerunek, a że dzisiaj większość komunikacji odbywa się w internecie, to zasadniczo można wykorzystywać dostępne również tam narzędzia i portale, jak Facebook, LinkedIn, Twitter, Instagram itd.
Niezależnie od tego, jakie są powody kreowania swojego wizerunku, czy są one związane z potrzebą prezentacji profesjonalnej, czy też pokazania światu swojego wyjątkowego ego, powinniśmy mimo wszystko zwrócić uwagę na to, że jakiekolwiek informacje znajdą się w internetowych profilach, to już na samym etapie ich tworzenia ulegają one zniekształceniu, żeby nie powiedzieć „podkolorowaniu”, co niektórzy błędnie określają jako element PR-u, czy też marketingu personalnego. Jak bowiem w kilku akapitach można przedstawić siebie, swoje umiejętności, zainteresowania, a tym bardziej charakter i osobowość?
Kilka informacji o wykształceniu, dotychczasowej karierze zawodowej, zainteresowaniach, mniej lub bardziej profesjonalne zdjęcia, parę „lików” i „sharów”, komentarze do wpisów, jakieś opinie i publikacje – tak zazwyczaj wygląda wpis profilu internetowego.
Ale wyjątkowo nie chciałbym się skupiać nad zagadnieniem tworzenia wizerunku, bo na ten temat można przeczytać masę artykułów, poradników, a nawet podręczników. Mnie osobiście zastanawia raczej druga strona tej prostej komunikacji, szczególnie jeżeli weźmie się pod uwagę fakt, że zazwyczaj jest to bierny jej odbiór.
Zwróciłbym tutaj uwagę na pewnego rodzaju dysonans prezentacyjno-poznawczy. Jest to kwestia różnicy pomiędzy zamieszczanymi w profilach informacjami, zdjęciami czy filmami, tym jak odbieramy daną osobę na tej podstawie i tym jaka ta osoba tak naprawdę jest. No bo jeżeli ktoś podejmuje wysiłek, żeby wejść na stronę, uruchomić wyszukiwarkę, przeczytać czyjś profil, to znaczy, że ma jakiś cel, czegoś oczekuje i spodziewa się znaleźć jakieś konkretne informacje o tej osobie.
Tutaj jednak spojrzałbym nieco szerzej na tę kwestię. Bo powinniśmy zapytać, czy jeżeli jakaś osoba ma ten już ten cel poznawczy, to na czym jej zależy – czy na tym, aby tylko przejrzeć informacje, jakie ktoś wypisał na swoim profil, czy może zdolna jest poświęcić nieco więcej czasu na wczytanie się i zrozumienie kim jest ta osoba, co jest w niej ciekawego, jakie mogłyby być wspólne? Szczególnie jeżeli idzie o profesjonalny wymiar relacji, a więc związany z podjęciem współpracy, zatrudnieniem specjalisty, czy po prostu możliwościami zrobienia wspólnego biznesu.
Jestem przekonany, że większość osób, nawet nie próbuje poznać drugiego człowieka. I jest to wniosek o tyle smutny, co niepokojący. Odnoszę bowiem wrażenie, że większość osób pod pojęciem budowania wizerunku skupia się na sobie, dążąc do jak najlepszego pokazania się, do bycia jak najbardziej widocznym – takie jakby „stroszenie piórek”, tylko po to, aby zyskać rozgłos, i rozpoznawalność.
Nadawanie, zamiast odbierania. Trochę przypomina to wcześniejsze lata związane z wysyłaniem sond kosmicznych w kierunku głębokiego wszechświata, gdzie na jednej z nich o nazwie Voyager 1, poza instrumentami badawczo-obserwacyjnymi, umieszczono 12-calową płytę gramofonową z pozłacanej miedzi, z zapisanymi na niej pozdrowieniami w kilkudziesięciu językach (w tym po polsku), obrazami i dźwiękami przedstawiającymi ziemski świat 1.
Pytanie tylko, czy jeżeli i o ile w kosmosie istnieje jakaś inteligentna cywilizacja, to nawet gdy natrafi w przestrzeni i przejmie Voyagera 1 oraz znajdującą się na nim taką płytę, to czy będzie potrafiła ją odczytać, a tym bardziej zrozumieć zawarty na niej przekaz. Czyż to trochę nie taki personal branding ludzkości skierowany w stronę „kosmitów”, w którym chwalimy się naszą planetą i cywilizacją z nadzieją, na stworzenie kosmicznych relacji?
Bo o teleskopie umieszczonym na orbicie Ziemi nazwanym na cześć słynnego amerykańskiego astronoma Edwina Powella Hubble słyszeli chyba prawie wszyscy? Dzięki jego możliwościom, a także wielu innym teleskopom i różnego rodzaju urządzeniom wysyłanym w przestrzeń międzygwiezdną z planety Ziemia, badacze kosmosu mogą „na własne oczy” podziwiać nie tylko piękno odległego wszechświata – galaktyk, mgławic, gwiazd i odkrywanych wokół nich planet, ale przede wszystkim zyskują coraz więcej informacji o tym, jak ten kosmos jest zbudowany i jakie występują w nim zjawiska fizyczne, chemiczne, a nawet biologiczne.
Do osób niezwiązanych z sektorem kosmicznym, niewiele dociera takich informacji – najczęściej tylko w uproszczonej formie i wówczas, gdy jakieś odkrycie wywoła w mediach sensację taką jak ogłoszony na początku czerwca 2018 roku fakt odkrycia na Marsie biochemicznych śladów prawdopodobnie żyjących nań kiedyś organizmów.
Ciągle jednak tak naprawdę są to strzępy informacji, na podstawie których, a także w oparciu o wcześniejszą wiedzę i doświadczenie badacze tworzą wizje tych odległych kosmicznych „światów” oraz podejmują próbę opisania wydarzeń, jakie je ukształtowały. Z całym szacunkiem do zaangażowania i wysiłków wszystkich badaczy (i tych historycznych i tych współczesnych) są to jednakże tylko przybliżenia. Być może coraz lepsze i dokładniejsze, ale wciąż pozostawiające ogromny margines domysłów i interpretacji odnośnie tego, jak naprawdę wygląda np. taka odległa planeta, jakie ma wnętrze, jakie zjawiska na niej zachodzą, jakie jest na niej życie. O tym jak jest tak naprawdę, można byłoby przekonać się tylko wówczas, gdybyśmy podejmując kolejne wysiłki, skonstruowali odpowiednie statki kosmiczne i udali się tam na te odległe planety i księżyce. Wówczas moglibyśmy tak naprawdę zobaczyć jak te światy wyglądają, poznać i zrozumieć jakie są. Tyle tylko, że nie jest łatwo tam dolecieć.
(Wyjaśnienie dla mniej biegłych w fizyce kosmosu. Wszelkie obserwacje odległych światów czynione dzisiaj, pokazują to jakie one były dziesiątki, setki, tysiące, a nawet miliony czy miliardy lat temu. Jeżeli bowiem jakiś obiekt kosmiczny jest odległy od Ziemi np. 100 lat świetlnych, oznacza to tyle, że odległość od niego jest taka, że światło lecąc z prędkością 300 tys. km/s pokonuje tę drogę przez 100 lat. A więc dzisiaj widzimy to, co tam było 100 lat temu. I jeszcze dla przykładu nasza galaktyka nazywana Drogą Mleczną ma średnicę ok. 100 tys. lat świetlnych, a szacowana średnica wszechświata, który liczy sobie ok. 13,82 mld lat wynosi ponad 90 mld lat świetlnych i jest to tylko wielkość szacunkowa, bo tak naprawdę nikt nie wie, czy wszechświat nie jest nieskończony, gdyż nasze obserwacje nie są póki co w stanie sięgnąć dalej).
I tutaj wrócę do sedna tego, o czym jest mowa w pierwszej części felietonu. To co widzimy dzięki różnego rodzaju narzędziom internetowym, to tylko zniekształcony obraz drugiego człowieka, opóźniony w stosunku do czasu, w jakim zamieścił informacje o sobie. Bo nie wystarczy skierować na drugiego człowieka „teleskopy” w postaci portali typu social media, gdyż w dalszym ciągu jest to tylko obraz tak samo przybliżony, jak ten obserwowanego przez naukowców wszechświata.
Aby poznać drugiego człowieka wystarczy do niego „zagadać” na komunikatorze wpiętym w ten, czy inny portal, zaprosić na kawę i porozmawiać. I nie potrzeba do tego, jak w przypadku poznawania wszechświata, skomplikowanych statków kosmicznych i setek lub tysięcy lat lotu z prędkością światła.
Każdy człowiek ma w sobie wiele wartości i od każdego można się czegoś nauczyć. Bo jak mówi chińskie przysłowie – mówiąc, przekazujemy to, co wiemy, słuchając, możemy dowiedzieć się nowego.
1.Patrz: https://voyager.jpl.nasa.gov/golden-record/, dostęp 18.06.2018
Felieton ukazał się w Personel Plus 8(129)2018