Na cudzych kołach

Outsourcing – nic nowego pod słońcem…. Tak naprawdę sięga on czasów prehistorycznych – wówczas, gdy rolnik czy rzemieślnik zaczął nabywać narzędzia i materiały, służące mu do wytwarzania dóbr oraz korzystać z usług kupców, dostarczających towary, a także zlecać przetwarzanie własnych towarów przez innych wytwórców.

Bo czymże innym jest takie działanie, jak nie użyciem do własnej produkcji lub świadczenia usług zewnętrznych zasobów (ang. outsourcing, skrót od outside resource using). W dzisiejszej gospodarce takie postępowanie jest praktycznie standardem. Coraz więcej funkcji organizacyjnych i procesów biznesowych, przedsiębiorstwo (outsourcer) przekazuje innemu podmiotowi (outsourcee), którego działalność opiera się właśnie na realizacji tychże wyspecjalizowanych funkcji lub procesów.

Wydaje się, że w outsourcing można przekazać praktycznie wszystko. Oczywiste jest wydzielenie procesów związanych z HR, księgowością, marketingiem i komunikacją, czy dystrybucją. Ale także coraz więcej outsourcingu pojawia się w zakresie planowania, konstruowania, a nawet realizowania podstawowej produkcji. Czasem trudno rozpoznać, gdzie leży tak naprawdę główna działalność danego przedsiębiorstwa (ang. core business), a jakie procesy i funkcje są już poza nim.

Posłużę się może przykładem koncernu motoryzacyjnego. Większość zadań w takim koncernie oddana jest tak „w ręce” zewnętrznych firm lub samodzielnych zespołów. Design projektują często niezależne studia artystyczne, które odpowiadają na potrzeby mody i trendów wzorniczych. Potem wizja samochodu przechodzi do zespołu projektującego kwestie techniczne i technologiczne, wykorzystując szereg rożnych podzespołów, produkowanych z kolei przez wyspecjalizowane firmy – np. układy hamulcowe, zawieszenia, poduszki powietrzne, osprzęt elektroniczny, czy nawet całe silniki są produkowane przez zewnętrzne firmy, które zazwyczaj produkują swoje „półprodukty” pod marką zleceniodawcy, a tylko w wyjątkowych przypadkach pod swoją. Następnie te wszystkie części i komponenty są składane w samochód, przy czym taka produkcja też często jest realizowana na zlecenie przez wyspecjalizowane montownie. Kolejnym krokiem jest dystrybucja, która również odbywa się poprzez sieć samodzielnych firm – autoryzowanych dealerów, a serwis też w oddzielnych warsztatach, chociaż zazwyczaj powiązanych z tymiż dealerami.

Podobnie jest w wielu innych branżach – spożywczej, napojowej, kosmetycznej, ubraniowej, obuwniczej, wyposażenia wnętrz, sprzętu domowego, budowlanej, chemicznej, itd. Właściwie outsourcing jest obecny wszędzie, a klienci lub konsumenci nawet nie zdają sobie sprawy, że znacząca część kupowanych przez nich towarów lub usług nie została wytworzona przez danego producenta.

I takie mogłoby być rozumienie outsourcingu, gdyby nie dwie kwestie – know-how oraz coś, co ja określiłbym jako łańcuch odpowiedzialności.

Know-how, niezależnie od tego, jak szeroką weźmiemy definicję, jest tym fundamentem biznesu, który określa jego sens i wartość, a przede wszystkim markę. To bowiem wiedza nie tylko o całym spektrum definiowania wizji i celów firmy oraz strategicznego marketingu, zasobach i metodach działania operacyjnego, ale także głęboka świadomość kapitału – szczególnie tego, jaki leży w kompetencjach i doświadczeniu pracowników firmy (ważna uwaga – proszę tutaj o właściwe rozumienie pojęcia marketingu – to nie jest wyłącznie promocja, reklama, czy PR, ale wszelkie działania jakie związane są z jej funkcjonowaniem na rynku).

I właśnie wiedza i doświadczenie, jakie posiadają pracownicy firmy jest nie do przecenienia. Jednak to, w jaki sposób będą one przekute na potencjał firmy zależne jest od wielu czynników – przede wszystkim umiejętnego budowania kultury współpracy, od wzajemnego szacunku i odpowiedzialności właścicieli i menedżerów za pracowników, a pracowników za organizację, jej działalność i powodzenie. Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że taka sytuacja wyzwoli we wszystkich motywację do tworzenia coraz lepszych produktów i usług, do współpracy z klientami, partnerami, w poszanowaniu otoczenia społecznego i środowiska naturalnego. I to jest właśnie droga CSR (ang. corporate sustainability and responsibility), tyle, że nie realizowanego w oparciu o  projekty wymyślane na siłę, które właściwie polegają głównie na „malowaniu trawy na zielono”, ale wynikająca z wartości i sposobu działania, jaki charakteryzuje mądre firmy.

Wróćmy jednak na chwilę do naszego przykładu. Pewnie wiele osób zastanawia się, dlaczego piszę o samochodzie? Przyczyn jest kilka, ale najważniejsza taka, że jest to najbardziej skomplikowane technicznie urządzenie, z jakiego większość z nas korzysta na co dzień, a jednocześnie jeżeli zawiedzie, skutkiem może być wypadek i utrata zdrowia, a nawet życia użytkowników.

Szereg części i podzespołów wykorzystywanych do budowy samochodu, a produkowanych przez firmy kooperujące (czyli w praktyce na zasadzie outsourcingu), można zaliczyć jako newralgiczne elementy bezpieczeństwa. Dlatego też firma, która dając końcowemu produktowi swoją marką oraz gwarantując określoną jakość i idące za nią bezpieczeństwo, musi mieć pewność, że komponent użyty do montażu jest odpowiednio dobrze wykonany, że spełnia określone wymagania i normy (nie tylko w sensie norm technicznych). I taka odpowiedzialność ciąży tym samym na podwykonawcy, a jeszcze dalej na podwykonawcy podwykonawcy itd.

Tutaj właśnie kryje się ten, wspomniany przeze mnie wcześniej, łańcuch odpowiedzialności w procesie outsourcingowym. To z jednej stony ryzyko, że na jakimś etapie coś zawiedzie, a tym samym ostateczny produkt nie będzie spełniał norm i oczekiwań. Z drugiej to szereg korzyści oraz szansa dla tych firm, które swoją współpracę opierają na zasadach outsourcingu.

Osobiście uważam, że dla outsourcera największą korzyścią jest to, że dzięki wydzieleniu ze swojej struktury określonych procesów, albo zasobów, nie musi dbać o ich ciągły rozwój, oszczędzając tym samym czas i fundusze. Outsourcee z kolei dzięki podjęciu specjalizowanych zadań ma możliwość zbudowania własnego know-how, oraz zebrania niepowtarzalnych zasobów, dzięki czemu jego produkty lub usługi, mogą osiągać nie tylko wyjątkowe parametry (konstrukcyjne, jakościowe itp.), ale także może oferować swoje produkty i usługi także innym podmiotom. Odpowiedzialność outsourcee ma jednak ten szczególny aspekt, że wymaga wyczulenia własnych pracowników na to, że od nich zależą nie tylko ostateczne walory własnych produktów lub usług, ale także i na to, że od ich pracy zależne są walory ostatecznych produktów lub usług realizowanych przez outsourcera.

Jest jeszcze jedna dość istotna kwestia, która może budzić pewien niepokój odnośnie rynku pracy. Coraz większe specjalizowanie się firm oraz rozwijanie wąskich kompetencji może doprowadzić do tego, że pracownicy, którzy zwiążą się z jakąś firmą, po pewnym czasie utracą zdolność do zmiany i elastycznego funkcjonowania na rynku pracy. Jednocześnie działając dość „monotematycznie” będą popadać w rutynę, a tym samym zatracą umiejętność kreatywnego szukania nowych pomysłów i rozwiązań, ulepszających ich własny, a tym bardziej ostateczny produkt lub usługę.

Więc na zakończenie ku refleksji postawię jeszcze pytanie. Czy jesteśmy gotowi na takie ograniczenie, gdy chcąc nie chcąc będziemy zmuszeni, aby „swoim samochodem jeździć na cudzych kołach”, które na dodatek nie będą spełniać wszystkich naszych oczekiwań?

Felieton został opublkowany w Personel Plus 9(118)/2017

Personel Plus 201709 Na cudzych kolach

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s